29.10.2020 Małgorzata Solecka Kurier MP

Aneks, który przedstawiono nam do podpisania, zawiera klauzulę, że warunki udzielania świadczeń będą określane w zarządzeniu prezesa NFZ z późniejszymi zmianami. A to oznacza, że NFZ będzie mógł w dowolny sposób zmieniać zakres obowiązków POZ bez zwiększania finansowania – mówi Jacek Krajewski, prezes Federacji Porozumienie Zielonogórskie.

Małgorzata Solecka: Świadczeniodawcy podstawowej opieki zdrowotnej Porozumienia Zielonogórskiego nie akceptują aneksów do umów z NFZ na przyszły rok. Aneksy zawierają niedopuszczalne zapisy, zostały narzucone bez próby jakichkolwiek negocjacji, ponadto w atmosferze zastraszania. Taki komunikat rozesłała w środę Federacja Porozumienie Zielonogórskie. Co się dzieje?

Jacek Krajewski: Źle się dzieje, po prostu. Decydenci, Ministerstwo Zdrowia, Narodowy Fundusz Zdrowia demonstrują, do jakiego stopnia nie szanują lekarzy.

Odpowiadając zaś konkretnie, dostaliśmy zaproszenie na rozmowy w sprawie kontraktów na 2021 rok. Wcześniej niż zwykle, bo na ogół takie rozmowy odbywały się w listopadzie, nawet na początku grudnia, ale rozumieliśmy, że sytuacja jest wyjątkowa, trwa pandemia. I udaliśmy się do Warszawy ze swoimi propozycjami.

Wyższych stawek?

Niezupełnie. Doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, i zdajemy nadal, że sytuacja finansowa jest i będzie bardzo trudna. Mieliśmy pakiet postulatów, ale raczej skupiających się na kwestiach warunków udzielania świadczeń, warunków naszej pracy, niż na samych stawkach. W kwestii finansowej proponowaliśmy jedynie, by – ze względu na fakt, że w 2021 roku wszyscy lekarze POZ zaczną wystawiać e-skierowania, dodatek motywacyjny, który dostają wystawiający je w tej chwili, po uśrednieniu rozciągnąć na wszystkich. W myśl zasady, jaka przyświecała poprzedniemu kierownictwu resortu zdrowia, że jak się nakłada nowe obowiązki, to zapewnia się też ich finansowanie. Zaproponowaliśmy również utrzymanie programu, w ramach którego poradnie mogą się ubiegać o dofinansowanie inwestycji związanych z cyfryzacją i informatyzacją.

Podnosiliśmy też postulat, argumentując, że w związku z pandemią jesteśmy naprawdę obciążeni pracą, by wreszcie rząd spełnił obietnicę i system informatyczny z automatu określał poziom refundacji leków, przepisywanych pacjentom w różnych wskazaniach. Chcieliśmy też rozmawiać o poprawie jakości i wszystkich kwestiach związanych z programami profilaktycznymi.

A druga strona?

Druga strona poprosiła o jeden dzień do namysłu. Gdy usiedliśmy ponownie do stołu, usłyszeliśmy, że generalnie – nie. Nie będzie żadnego zespołu do omówienia kwestii jakości, a stawkę podstawową de facto obniżą, bo zabiorą dodatki za e-skierowania. Wiceminister Sławomir Gadomski i wiceprezes NFZ Bernard Waśko stwierdzili, że zgodzić się mogą jedynie na utrzymanie programu dofinansowania poradni w związku z cyfryzacją, ale będą z niego mogły korzystać jedynie podmioty, które wcześniej tego nie robiły. Aha, i jeszcze usłyszeliśmy zapewnienie, że na środki ochrony indywidualnej dla POZ rząd wyda 50 mln zł. Wydaje się dużo, ale jak to przeliczyliśmy, okazało się, że wychodzi 500 zł miesięcznie na poradnię. Czyli kropla w morzu potrzeb, biorąc pod uwagę, ile ich zużywamy.

Jak zareagowaliście?

Nim zdążyliśmy zareagować, usłyszeliśmy, że dostaniemy aneksy z tygodniowym terminem odesłania. A jeśli nie podpiszemy, to druga strona będzie szukać alternatywnych rozwiązań zapewnienia pacjentom dostępu do podstawowej opieki zdrowotnej.

Nie ukrywam, że byliśmy i jesteśmy w szoku. Szliśmy na rozmowy przekonani, że jesteśmy partnerami. A partnerów się szanuje. Zwłaszcza w tak trudnym czasie, w czasie epidemii. Wszyscy ryzykujemy. Lekarze POZ są na pierwszym froncie tej walki, bo stykają się z przeróżnymi pacjentami.

Rządzący mówią, że wyłącznie przez telefon.

To jest bardzo trudne, że przez pryzmat marginalnych zdarzeń, jednostkowych, ocenia się tak dużą rzeszę pracowników na co dzień pracujących z pacjentami. Uważaliśmy, że mamy prawo oczekiwać innego traktowania i innego podejścia niż: podpisujcie, a jak nie, to… znajdziemy inne rozwiązanie.

Chyba nawet wiadomo, jakie. Pojawiała się przecież wizja, żeby obowiązki zapewnienia podstawowego zabezpieczenia medycznego, ale takiego naprawdę podstawowego, przejęły na siebie szpitale powiatowe, z których część mogłaby się przekształcić wręcz w dzienne centra pomocy. I szerzej – jest wiele szpitali od lat budujących potężne poradnie POZ. Bo to się opłaca.

Jeśli naprawdę ministerstwo i Fundusz rozważają taki scenariusz, to muszę powiedzieć, że jest się czego bać. Bo oczywiście na papierze wygląda to znakomicie – stawka kapitacyjna płynie szerokim strumieniem. To jednak byłby plan gwarantujący katastrofę, zwłaszcza dla pacjentów. W tak wielkich, szpitalnych poradniach – przypominam, że system wielkich ZOZ-ów już ćwiczyliśmy – nie ma tego, co dla pacjenta kluczowe: ciągłości świadczeń. Taka opieka jest nieefektywna. Ucierpi i jakość, i efektywność.

Dlaczego nie podpiszecie tych aneksów na pół roku? Biorąc pod uwagę, jaki jest to szczególny czas?

Bo aneks, który przedstawiono nam do podpisania, zawiera klauzulę, że warunki udzielania świadczeń będą określane w zarządzeniu prezesa NFZ z późniejszymi zmianami. A to oznacza, ni mniej ni więcej, że gdy podpiszemy, możemy za tydzień lub dwa dowiedzieć się o decyzji prezesa NFZ, przerzucającej na POZ obowiązek całodobowej opieki nad pacjentami w ramach tej stawki, którą mamy w tej chwili. To dokładnie znaczy ten aneks. Że NFZ będzie mógł w dowolny sposób zmieniać zakres obowiązków POZ bez zwiększania finansowania.

Ministerstwo Zdrowia od pewnego czasu dość krytycznie patrzyło na POZ, więc może to otwarcie linii frontu nie powinno zaskakiwać?

Ale zaskakuje, bo jest zupełnie niepotrzebne. My naprawdę nie szliśmy na negocjacje w przekonaniu, że zostaniemy obsypani gotówką. Fundusz mówi, że sprawa dotyczy nieco ponad 2 tysięcy świadczeniodawców w Polsce, bo reszta ma podpisane umowy bezterminowe, nasze wygasają z końcem roku. Ale mamy pod opieką około 12 milionów Polaków, biorąc pod uwagę wyłącznie poradnie zrzeszone w Porozumieniu Zielonogórskim, bo są i inne, które również mają kontrakty terminowe. Nie zasługujemy na to, by stawiać nas przed jakimś ultimatum i rozmawiać z nami z pozycji siły.

Rozmawiała Małgorzata Solecka