Musimy działać w ramach prawa

17.03.2020

Jerzy Dziekoński 

Kurier MP 

Czy należy wystawić zwolnienie lekarskie pacjentowi, który nie ma objawów COVID-19, wobec którego nie orzeczono kwarantanny, ale zalecono samoizolację? Na to pytanie odpowiada w rozmowie z MP.PL dr hab. Agnieszka Mastalerz-Migas, konsultant krajowy w dziedzinie medycyny rodzinnej.

Jerzy Dziekoński: Poinformowała Pani na Twitterze o problemach z pacjentami, wobec których nie orzeczono kwarantanny, ale zalecono im samoizolację, i którzy zgłosili się do lekarza rodzinnego po eZLA.

Dr hab. Agnieszka Mastalerz-Migas: Z całego kraju spływają do mnie informacje o pacjentach, którzy nie mają objawów COVID-19 ani nałożonej przez służby sanitarne kwarantanny, ale którym zalecono samoizolację i skierowano do poradni POZ po zwolnienia lekarskie. 

Przyczyna problemu leży po stronie lokalnych stacji sanitarno-epidemiologicznych, które uważają, że warto byłoby odizolować pacjentów i odsyłają ich do podstawowej opieki zdrowotnej. A my nie mamy podstaw do wystawienia zwolnienia. Oczywiście są też sanepidy, które działają poprawnie. 

Czy mogłaby Pani podać przykład sytuacji, w której pacjent zostaje zawieszony w takiej prawnej pustce?

Mamy algorytm MZ i GIS dla POZ i NPL, według którego dzielimy pacjentów na trzy grupy A, B i C. W kategorii A mamy wyraźnie zaznaczone, że jest to pacjent zdrowy, bezobjawowy, który mógł mieć kontakt z osobami chorymi lub miejscem, w którym znajdowała się osoba zakażona – taki pacjent powinien się kontaktować z sanepidem w celu ewentualnego orzeczenia kwarantanny lub nadzoru epidemiologicznego. Staliśmy się krajem transmisji wirusa i algorytm postępowania został zmodyfikowany. Powrót z krajów o ustalonej transmisji nie jest już kryterium epidemiologicznym. W ten sposób wielu pacjentów powracających zza granicy wpada w pustkę, bo nie mają orzekanej kwarantanny, ale dostają sugestię, że powinni się odizolować i zalecenie, aby uzyskać zwolnienie lekarskie, a – jak wspomniałam – lekarze nie mają podstaw do jego wystawienia, bo jest to świadczenie dla osób chorych. Stawia to lekarzy rodzinnych w bardzo trudnej sytuacji, bo wiemy, że zdrowemu człowiekowi nie możemy wystawić zwolnienia.

Jak ocenia Pani wdrożenie teleporady w POZ?

Praca Ministerstwa Zdrowia, Głównego Inspektora Sanitarnego i środowiska lekarzy rodzinnych przynosi pożądane rezultaty. Paradoksalnie, coś co było tak trudne jeszcze kilka miesięcy temu, zostało zaimplementowane w ciągu tygodnia. Mamy wiele placówek, gdzie działa to bardzo dobrze. 

Trzeba przy tym podkreślić, że udzielanie teleporad to trudna i odpowiedzialna praca. Po kilku dniach doświadczeń lekarze dostrzegają, że podczas teleporady trzeba być o wiele bardziej czujnym niż podczas bezpośredniego kontaktu z pacjentem w gabinecie. Lekarze widzą już, jakie zagrożenia i niedogodności z tego wynikają. Natomiast jest to świetne narzędzie na trudne czasy, pozwalające ochronić tych pacjentów, którzy do POZ zgłaszają się z najczęstszymi problemami i w ogóle nie muszą do poradni przychodzić. Okazało się, że naprawdę wiele spraw można załatwić przez telefon. Przecież większość informacji uzyskujemy z wywiadu, który jest ważnym elementem badania lekarskiego. Telemedycyna nas obecnie ratuje i zapobiega rozprzestrzenianiu się epidemii. 

Niestety nie udało się wdrożyć rozwiązań telemedycznych we wszystkich placówkach w kraju. Prowadzę szkolenia w sieci, docieram przez media społecznościowe, no i oczywiście bardziej formalnie – działam przez konsultantów wojewódzkich, których proszę, żeby we współpracy z wojewodami docierali do podmiotów, gdzie nadal w kolejkach ustawia się tłum pacjentów. To działa i wpływa w znaczący sposób na zmniejszenie ruchu pacjentów w przychodniach, a gdy zakażonych koronawirusem będzie coraz więcej, będzie to niezbędne narzędzie ochrony pacjentów niezakażonych, ale np. chorych przewlekle i starszych, potrzebujących przecież ciągłej opieki lekarza rodzinnego. 

Jeżeli pacjent bez objawów COVID-19 i bez orzeczonej kwarantanny podczas rozmowy telefonicznej poprosi o zwolnienie, co lekarz POZ powinien mu poradzić?

Moim zdaniem, jeśli pacjent powinien być odizolowany, niezbędne jest orzeczenie stacji sanitarno-epidemiologicznej o kwarantannie. Jeżeli nie ma objawów, nie spełnia kryteriów kwarantanny, ma nadzór epidemiologiczny i zalecenie ograniczenia kontaktów, to w takiej sytuacji może chodzić do pracy, minimalizując ryzyko poprzez podstawowe zalecenia higieniczne i ograniczenie kontaktów do niezbędnych. Nie mamy dla takiego pacjenta narzędzi, które pozwolą mu nie chodzić do pracy i odizolować się na dwa tygodnie. Rozwiązaniem może być zgoda szefa na pracę zdalną. Jeśli takiej zgody nie ma, nie jest osobą z bezpośredniego kontaktu, nie orzeczono wobec niego kwarantanny, ale dostał zalecenie izolacji, to nadal nie ma podstaw do uzyskania eZLA. 

Pamiętajmy też, że kwarantanna ma swoje obostrzenia – pacjent nie może wychodzić z domu, może być skontrolowany przez policję, że przewidziano grzywnę za opuszczenie domu. W przypadku zwolnienia, nawet jeśli zaznaczymy, że chory ma leżeć, to jednak może wyjść przed dom, do apteki, po zakupy czy na wizytę do przychodni. Nie ma takich obostrzeń jak przy kwarantannie. 

Sytuacja jest trudna. Lekarze POZ udzielają obecnie po 80-100 teleporad dziennie. Nie chciałabym, żeby lekarze POZ narażali się poprzez bezzasadne wystawianie zwolnień. Chcemy zatrzymać epidemię, ale przecież nie wyślemy wszystkich Polaków na zwolnienia lekarskie. Musimy myśleć zdroworozsądkowo i działać w ramach prawa. 

Rozmawiał Jerzy Dziekoński