– Nie przedłużając umów z podmiotami podstawowej opieki zdrowotnej z powodu dużego odsetka teleporad, minister zdrowia zwalnia z pracy lekarzy bez wysłuchania racji drugiej strony, pozbawia pacjentów opieki, a ponadto „przykrywa” nieudolne decyzje, które doprowadziły do zwiększenia śmiertelności w Polsce – uważają lekarze Porozumienia Zielonogórskiego, oburzeni wczorajszymi decyzjami ministra Adama Niedzielskiego.
Podczas wczorajszej konferencji prasowej w Zielonej Górze minister oznajmił, że nie przedłuży umów z 70 placówkami podstawowej opieki zdrowotnej, w których udział teleporad wyniósł ponad 90 proc. Oburzyło to środowisko lekarzy rodzinnych w całej Polsce.
Wiceprezes Porozumienia Zielonogórskiego Wojciech Pacholicki podkreśla, że przychodnie zostają ukarane bez wcześniejszych kontroli, wytyków czy pouczeń, a także uważa, że ta decyzja jest niejako zasłoną dymną dla innych problemów systemu ochrony zdrowia.
– Ministerstwo zdrowia rozpaczliwie szuka wytłumaczenia dla nadumieralności pacjentów w okresie pandemii mówi Jacek Krajewski, prezes PZ. – Nie mówimy tu o chorych na COVID-19, tylko o pacjentach, którzy nie mieli szans na rozpoczęcie lub kontynuację leczenia różnych innych chorób. Ministerstwo nie chce mówić o wydawanych poleceniach odwoływania zabiegów planowych, o odraczaniu leczenia onkologicznego i kardiochirurgicznego, o braku karetek, o braku anestezjologów, o zamkniętych na cztery spusty poradniach specjalistycznych. Niewygodnie jest mówić o wszystkich tych kumulujących się od lat niedociągnięciach, które pandemia bezlitośnie obnażyła. Trzeba wskazać winnego a tym winnym będzie … teleporada. A skoro jest wina to musi być kara więc odstrzelimy dla przykładu kilkadziesiąt przychodni. Tylko pacjentom nie będzie do śmiechu.
Krajewski wskazuje, że już dzisiaj w wielu miejscach do jednego lekarza zapisanych jest 4-5 tysięcy pacjentów. Są takie gminy gdzie lekarzy nie ma wcale, gdzie wójt oferuje godziwą płacę i mieszkanie, a chętnych nie widać. Oburzający jest też fakt niezbadania przyczyn dużej liczby udzielonych teleporad w karanych przychodniach. Wśród ofiar tej nieprzemyślanej decyzji są lekarze, którzy np. przyjmowali pacjentów zdalnie po zabiegu chirurgicznym, zamiast pójść na zwolnienie. Kilka takich przykładów z Pomorza wylicza Andrzej Zapaśnik, szef dużej przychodni i ekspert Porozumienia Zielonogórskiego:
– Lekarz rodzinny ur.w 1944 r., po operacji w kwietniu br., po czterech dniach wrócił do pracy, pomimo przysługującego miesięcznego zwolnienia – informuje Zapaśnik. – Skończyło się bolesnym upadkiem ze schodów w drodze do pracy. Pracuje sam, ma ok. 1700 pacjentów, w większości starszych, których prowadzi od ponad 20 lat. Kolejna ofiara decyzji ministra to przychodnia, do której jest zapisanych ok. 11 tys. pacjentów, prowadzona przez dwóch lekarzy, z których jeden w kwietniu przeszedł operację neurochirurgiczną, kwalifikującą do ZLA na 2 m-ce. Pomimo tego po 5 dniach lekarz wrócił do przyjmowania pacjentów, realizując z domu teleporady. Każdy lekarz ma zaoptowanych po 3000 pacjentów. Praktyka dodatkowo zatrudnia trzech innych lekarzy i wszyscy pracują na okrągło. Przyjmują od 50 do 70 pacjentów dziennie. Praktyka jest zlokalizowana na młodym osiedlu, które się przyzwyczaiło do teleporad. Po stwierdzeniu takiej potrzeby zawsze jest realizowana wizyta stacjonarna lub domowa, co skutkuje dodatkowym wysiłkiem wynikającym z prawa pacjenta do wyboru rodzaju porady. Inna ukarana przychodnia (ok. 14 tys. pacjentów, w tym, 3,5 pow. 65 r.ż. ) zorganizowała szczepienia wyjazdowe i gdzie ponad 75% starszych osób jest zaszczepionych. Ma złe warunki lokalowe i małą poczekalnię, co m.in. wpływało na liczbę teleporad w okresie drugiej fali COVID-19. Po latach pewnej stagnacji w czasie epidemii do przychodni zapisało się kilkuset nowych pacjentów, doceniając profesjonalizm opieki.
Wiceprezes Porozumienia Zielonogórskiego Wojciech Pacholicki dodaje, że teleporada jest świadczeniem gwarantowanym w podstawowej opiece zdrowotnej i dotychczas żaden dokument nie reguluje proporcji pomiędzy poradami stacjonarnymi i udzielanymi zdalnie. Jest to świadczenie, które zostało bardzo dobrze przyjęte przez pacjentów. W badaniu sondażowym przeprowadzonym przez niezależną pracownię na grupie 1000 dorosłych Polaków zdecydowana większość pozytywnie oceniła tą możliwość kontaktu z lekarzem. Kolejna kwestia to sytuacja kadrowa.
– Blisko 2/5 lekarzy POZ jest w wieku emerytalnym. I w tej sytuacji minister oświadcza, że nie przedłuży umów czyli de facto zwolni z pracy kilkuset lekarzy. Czy ktoś się zastanawia, co się stanie z ich pacjentami? – pyta Pacholicki. – Oni wybrali swojego lekarza, są z niego zadowoleni, nie korzystają z przysługującego im trzy razy w roku prawa do zmiany przychodni, akceptują te formy opieki jakie są im proponowane. To wszystko nie ma znaczenia ponieważ jest polityczna potrzeba wskazania teleporady jako źródła wszelkiego zła. Idźmy dalej tą drogą, a dojdziemy na Węgry, gdzie milion osób nie ma swojego lekarza rodzinnego, bo lekarzy zabrakło.
– Nieudolni urzędnicy z MZ oraz NFZ, autorzy kontrowersyjnych decyzji o obostrzeniach kiedy nie trzeba oraz luzowania w kluczowych momentach rozwoju pandemii, znaleźli “kozła ofiarnego” zwiększonej śmiertelności społeczeństwa w tym okresie w lekarzach POZ – ocenia Jarosław Kowalski, wiceprezes lubuskiego PZ. – I tak oto dostaliśmy „podziękowanie”, m.in. za poświęcenie i śmierć naszych kolegów podczas pandemii, za gigantyczną pracę badania, typowania i kierowania na miliony wymazów połączonych pacjentów, z którymi niejednokrotnie stykaliśmy się bezpośrednio. A przede wszystkim za to, że przez pewnien czas byliśmy jedyną strukturą służby zdrowia dostępną dla pacjentów w czasie pandemii, przy monoimiennych zamkniętych dla pacjentów szpitalach, pozamykanych gabinetach specjalistycznych zarówno tych prywatnych jak i tych na kontraktach z NFZ.